Fundacja Powszechnego Czytania

Nieczytanie wyklucza

Olga Tokarczuk powiedziała, że pisze dla ludzi, którzy ją zrozumieją. Posypały się gromy, że to koszmarny elitaryzm. PROTESTUJĘ GORĄCO!

To nie jest elitaryzm, tylko prawda, z której wynikają wnioski będące dla nas wszystkich, jako społeczności wyzwaniem. Może zamiast się oburzać powinniśmy tę rękawicę podnieść?

Tokarczuk powiedziała prostą prawdę: czytanie jej książek jest realnie przyjemnością dla ludzi, którzy naprawdę są czytelnikami, tzn czytają książki regularnie, wyrobili sobie dzięki temu kompetencje do rozumienia, docenienia, smakowania i odczuwania piękna w literaturze zawartego.

Ostatnio moim ulubionym porównaniem jest analogia ze sportem. A zatem: czy ktoś by się oburzał i nazywał elitarystką wspaniałą Igę Świątek gdyby powiedziała, że gra ze sportowcami? Czy jednak rozumiemy wszyscy, że sport wymaga ćwiczeń i tylko ten, który ćwiczy dużo jest w stanie osiągnąć poziom najwyższy? Wydaje się, że co do sportu jest zgoda – każdy wie, że „sport to zdrowie”, że ruszać się należy, że każde dziecko powinno chodzić na WF, a dorosły na spacery, biegi, koszykówkę czy tenisa. I że kompletny brak ruchu bardzo podnosi ryzyko zaistnienia chorób przewlekłych.

Czytanie jest dla mózgu takim samym ćwiczeniem jak sport dla mięśni. I tak samo jak sport jest pewnym wysiłkiem, który – jeśli podjęty i zasmakowany – staje się wielką przyjemnością!

Idąc dalej – kompletna rezygnacja z czytania jest sytuacją bardzo analogiczną do całkowitego braku ruchu – doprowadza nas do odwrotności dobrej formy mózgu, czyli do osłabionych kompetencji analizy rzeczywistości, zaniżonej umiejętności analizy krytycznej, gorszego rozumienia związków przyczynowo-skutkowych. Co więcej – tak jak sport/ruch może być darmowy, tak samo czytanie dzięki ogromnej sieci bibliotek publicznych jest dostępne za darmo. Jak już wspomniałam – lubię tę analogię, jest obrazowa.

Jeśli chcemy dążyć do społeczeństwa równych szans, rozwiniętego i dającego każdemu dziecku najlepszą możliwą przyszłość i chcemy coś w tej materii naprawdę zrobić – to absolutnie udowodnionym sposobem jest nacisk na czytanie dla przyjemności od małego, tak by nawyk pozostał i stał się tym regularnym bieganiem, spacerem czy fitnessem, na który chodzimy z przyjaciółmi jak już wyrośniemy z WFu w szkole.

Dlatego właśnie Fundacja Powszechnego Czytania używa hasła „Wyrównujemy szanse na lepszą przyszłość” – bo czytanie jest INKLUZYWNE, a upowszechnianie czytania jest jednym z najefektywniejszych działań przeciw wykluczeniu społecznemu!!!

Postawą, która faktycznie nas wyklucza, sprawia, że rzeczywistość staje się dla nas niezrozumiała, jest nieczytanie – i to właśnie nieczytanie powinno być postawą społecznie naganną – tak jak brak ruchu.

Oczywiście – czytanie jest „dziedziczne” : dzieci z rodzin czytających statystycznie częściej czytają. Ale z tego nie wynika, że to źle, że czytają. Jedynym wnioskiem, który z tego wyciągać można, jest prosta zasada, że środki przeznaczone na upowszechnianie czytania powinny w znacznej mierze trafiać na programy skierowane do nieczytających; że ważne jest podejmowanie tego właśnie wyzwania: skoro czytanie daje nam tak ważne kompetencje, niweluje wykluczenie, to jak zaprosić do czytania tych, których rodzice nie czytali? To jest potężne wyzwanie, nie zaprzeczam!

Protestuję natomiast przeciw nagonce na Olgę Tokarczuk, która z mocą numeru jeden w klasyfikacji światowej pokazała nam ambitne cele. Taka jest najwspanialsza, budująca rola autorytetów – że wyznaczają wielkie cele. Adam Małysz spowodował falę zainteresowań skokami i osiągamy w nich więcej niż dawniej. Robert Lewandowski inspiruje tysiace młodych piłkarzy do większego wysiłku i regularnej pracy nad formą. Tokarczuk wyznacza cele czytelnicze.
Podziękowania dla nich wszystkich za ich ciężką pracę i budowanie pozytywnych wzorców.

Na koniec osobiście: od kilku lat angażuję się w temat powyżej opisany i jest oczywiście trudnym odkryciem jak łatwo leje się nieuzasadniona krytyka, a jak strasznie trudno zdobyć sojuszników (i przede wszystkim finansowanie!!!) na ten temat, który jest przecież cywilizacyjnie dla Polski jednym z najważniejszych spraw do załatwienia.

Ale się nie poddajemy! Działamy w super fajnym gronie zapaleńców i chętnych do pomocy gorąco zapraszamy!

Maria Deskur
Prezes Fundacji Powszechnego Czytania

 

Orkiestra na Titanicu też grała walca do końca.

Czytelnictwo w Polsce po kilku latach delikatnych wzrostów znowu spadło – o 4 punkty procentowe w stosunku do poprzedniego roku. Zaledwie 38% dorosłych Polaków przeczytało choć jedną książkę w 2021 roku. Jesteśmy zatem w absolutnym ogonie krajów jakkolwiek cywilizowanych, na usta cisną się określenia niecenzuralne, ale nadal nikt na alarm nie bije.

Orkiestra na Titanicu też grała walca do końca.
Od wielu lat obserwuję poziom czytelnictwa. Od kilku lat zagłębiłam się mocniej w analizę badań wokół tego problemu i staram się mówić, w oparciu o owe badania, dlaczego nie reagując kategorycznymi, zakrojonymi na wielką skalę działaniami, szykujemy Polsce fatalną przyszłość.
Powierzchownie patrząc na rozwój działalności Fundacji Powszechnego Czytania, w której jestem prezeską-wolontariuszką, można by pomyśleć, że osiągamy sukces: FPC prowadzi kampanie, pomaga nam wielu ludzi kultury, biznesu, skutecznie zaprosiliśmy do współpracy ludzi wpływowych, pracujemy z wieloma organizacjami rządowymi i pozarządowymi. To jest oczywiście wspaniałe i dziękujemy za to zaangażowanie wszystkim.
Ale nadal: ani wielkie media, ani wielka polityka, ani wielki biznes, ani najbardziej wpływowe organizacje pozarządowe zasadniczo nie są zainteresowane tematem.
Oczywiście kłaniam się nisko tym, którzy zamieszczają notki o Światowym Dniu Książki ale nie takie zainteresowanie byłoby adekwatne. Odpowiednią reakcją na stan czytelnictwa w Polsce byłaby jedynka w najbardziej wpływowych dziennikach, portalach i serwisach informacyjnych z mocnym przesłaniem: Osuwamy się w przepaść!
Doceniam wszystkie akcje i programy prowadzone przez Ministerstwo Kultury i Ministerstwo Edukacji, akcje samorządów, w tym zaangażowanie Unii Metropolii Polskich, Krakowa i Wrocławia jako miast literatury UNESCO, pojedyncze świetne akcje biznesu (Green Caffe Nero, Biedronka, Empik z TikTokiem), działania kilku niewielkich fundacji zajmujących się czytelnictwem (bo nie ma w Polsce żadnej wielkiej fundacji zajmującej się czytelnictwem) – ale to wszystko, nawet zsumowane i docenione, jest nadal zdecydowanie nieadekwatne do zagrożenia jakim jest dla Polski niskie czytelnictwo.
Zachowujemy się jak chory, któremu zdiagnozowano raka na wczesnym etapie i który ogranicza swoje leczenie do łykania witamin, bo na tym etapie przecież nie widzi objawów…
A zatem: co oznacza to skrajnie niskie 38% czytelnictwa i co nam z tego tytułu grozi, czego (pozornie) jeszcze nie widać?
Wyliczam wszystko, co jest jednoznacznie udowodnione: rosnące koszty pomocy społecznej, rosnące koszty dostosowywania ludzi do rynku pracy, więcej agresji, mniej zaangażowanych społecznie obywateli, (jeszcze) więcej chorób psychicznych, większa skala wykluczenia społecznego, obniżenie poziomu empatii, gorsze wyniki edukacyjne w szkołach, na uniwersytetach, niższy poziom nauki, niższy poziom współpracy, innowacyjności, niższy rozwój gospodarczy, słabsza demokracja.
Pierwsze symptomy już zresztą widać. Byłam wczoraj na seminarium bibliotekarzy, gdzie edukatorki podkreślały, że nie mogą organizować wydarzeń dla liczniejszych grup dzieci bo choroby psychiczne, w tym lęk przed innymi ludźmi, są w tej chwili tak powszechne, że trzeba organizować spotkania w małych grupkach. Istnieją jednoznaczne badania pokazujące pozytywny wpływ czytania z dzieckiem na jego rozwój społeczny i emocjonalny oraz takie, które pokazują, że komórki i gry strategiczne tych kompetencji społecznych nie dają. Jedną z przyczyn chorób psychicznych jest brak wspólnego czytania i rozmów w domu.
Zastanawiam się zatem – jak nisko chcemy upaść zanim zareagujemy?
Co się musi wydarzyć, żebyśmy jako społeczeństwo zrozumieli, że problem jest i dotyczy nas wszystkich, że to nie jest wyłącznie temat dla ludzi od kultury i edukacji? Że czytanie jest fundamentem zaangażowania w inne tematy (np. ekologia) bo poziom dotarcia z przekazem (np. ekologicznym) jest po prostu funkcją poziomu czytelnictwa? Co się musi wydarzyć, by w pracę nad czytelnictwem włączyły się najbogatsze ministerstwa, wielki biznes na potężną skalę, wpływowe organizacje pozarządowe i najbardziej liczące się media?
I zadaję pytanie: czy nasza orkiestra będzie grała walca do zatonięcia, będziemy z zadowoleniem łykać witaminy przeciw rakowi, czy może jednak wyciszymy ten miły dla ucha szum walca, zdołamy dzięki temu usłyszeć co do nas mówi lekarz (na podstawie badań!) i jednak odpowiemy na problem z siłą adekwatną zanim będzie za późno?
Ktoś chętny do włączenia się? Zapraszamy!

Maria Deskur

Prezeska Fundacji Powszechnego Czytania

Share

Subscribe to our newsletter