Dlaczego czytanie jest ważne?

Ucieszył mnie spór o czytelnictwo między Stanisławem Skarżyńskim a Jackiem Dehnelem i Zygmuntem Miłoszewskim. Jestem wydawcą i działaczką Fundacji Powszechnego Czytania, tak więc te teksty o czytaniu, setki komentarzy, replika za repliką, rozgrzane emocje, to wspaniała sprawa – wreszcie ktoś zainteresował się tematem!

Niestety,  jakkolwiek dosadnie Panowie by nie polemizowali, Polacy i tak czytelnictwem nie zajmują się zanadto i kultem go nie otaczają. I tu  redaktor Skarżyński się myli, choć bardzo chciałabym by miał rację!

Rozumiem oczywiście, że wśród znajomych Skarżyńskiego jest masa czytających (też mam w większości takich znajomych – czytanie jest środowiskowe), którzy książki, a także badania Biblioteki Narodowej komentują. Robią to też niektóre media, szczególnie z okazji Światowego Dnia Książki. Ale nie jesteśmy statystycznie istotni. W Polsce jest aktualnie tylko 5% dorosłych, którzy czytają co najmniej 7 książek rocznie, czyli można realnie o nich powiedzieć, że są czytelnikami regularnymi. Naprawdę nie ma w Polsce wszechobecnego kultu czytelnictwa. Wręcz przeciwnie, temat jest pobocznym,  dla większości populacji nudnym problemem garstki ludzi od kultury i edukacji; co więcej – tematem, którego lepiej nie poruszać w obawie o zarzut elitarności. Czy ktoś z nas słyszał lub widział jakiegokolwiek polskiego polityka perorującego o czytelnictwie w czasie wiecu kampanijnego? Albo biznesmena-milionera chwalącego się programem upowszechniania czytania, który właśnie zaczął sponsorować? NIE. Sponsorować warto drużyny sportowe; to jest przedmiot kultu w Polsce. Czytelnictwo, to nie jest temat, który w Polsce komukolwiek zapewni głosy lub chwałę.

I wielka szkoda.

Bo co do jednego Panowie się zgodzili : „czytanie jest społecznie pożyteczne”. Ja też się zgadzam. Nie zgadzam się natomiast z tezą Skarżyńskiego, że „nieczytanie to nie przyczyna lecz skutek problemów społecznych”.

Dlaczego? Istnieją dziesiątki badań z najróżniejszych ośrodków (Oxford, Harvard, OECD etc., pozwolę sobie nie wymieniać dalej) i dziedzin (psychologia, pediatria, socjologia, neuronauka, psychiatria), które łącznie udowodniły mniej więcej tyle: czytanie książek od małego buduje na poziomie indywidualnym nasze zdrowie psycho-fizyczne i sukces życiowy, co przekłada się, na poziomie społecznym, na sukces naukowo-gospodarczy i kapitał społeczny zbiorowości. By rozwinąć to odrobinę; do udowodnionych skutków czytania należą: większa liczba synaps w mózgu, empatia, kompetencje społeczne, umiejętność pracy zespołowej, kompetencje poznawcze, umiejętność analizy krytycznej, innowacyjność, pewność siebie i przedsiębiorczość, większe zaangażowanie obywatelskie, statystycznie częstszy udział w wyborach, a nawet, pośrednio – dłuższe życie (czytanie przekłada się na dłuższą edukację, a ta koreluje z dłuższym życiem). Zaznaczam, że  istnienie ludzi nieczytających i jednocześnie posiadających w/w kompetencje nie dyskwalifikuje wyników badań statystycznych, jak to już napisali Dehnel i Miłoszewski. Bo statystyka to zachowania czy reakcje większości, a nie 100%. Istnienie kilku procent czterolistnych koniczynek nie zaprzecza faktowi, że statystyczna koniczynka ma trzy listki.

Z badań PISA OECD (Reading for change, 2011) wynika, że jeśli uczeń lubi czytać (czyta dla przyjemności, sięga po książki), to ma to większy wpływ na jego sukces edukacyjny niż jego pochodzenie socjoekonomiczne. PISA udowodniła zatem, że mamy w zasięgu ręki sposób na niwelowanie nierówności społecznych, że czytanie książek ma tę absolutnie niezwykłą ‘supermoc’. Czy to nie jest rewelacja?! Czytanie naprawdę czyni nas równymi – wyrównuje nasze szanse. Na mnie te wyniki zrobiły kolosalne wrażenie i martwi mnie fakt, że jako społeczeństwo nie wyciągamy z tego wniosków. Martwi mnie, że nie widzę masowych działań na rzecz użycia czytania jako prostego narzędzia do wyrównywania szans. Stąd między innymi ten tekst.

Podmiotowość człowieka wyraża się oczywiście jego prawem do poszukiwania i dokonywania wyborów, jak napisał Skarżyński, zgoda. Ale czytanie jest we współczesnym świecie warunkiem koniecznym, byśmy w ogóle potrafili świadomych wyborów dokonywać. Czytanie wyposaża nas w kompetencje, które sprawiają, że rozumiemy wybory, których dokonujemy, że potrafimy szukać opcji, odpowiedzi, analizować otaczającą nas rzeczywistość . Bez czytania książek, jako ćwiczenia analizy i metody weryfikacji informacji, jesteśmy całkowicie bezbronni wobec treści serwowanych nam przez środki masowego przekazu, reklamy etc. Dlatego Amerykanie już od lat mówią o ‘prawie do czytania’ (odnieśli się do tego Dehnel & Miłoszewski). Prawo do czytania oznacza, że każdy obywatel ma prawo zostać nauczonym czytania ponieważ jest to narzędzie niezbędne do świadomego uczestnictwa w społeczeństwie obywatelskim.

Ja też (tak jak Skarżyński) szanuję wybory ludzi, ale szacunek dla podjętego wyboru nie jest jednoznaczny z oceną, że wybór był korzystny.  Przecież szanujemy wybory ludzi, którzy palą papierosy ale jednak nie mówimy w związku z tym, że należy przestać podkreślać, że to jest dla zdrowia niedobre. Wręcz przeciwnie, od kiedy badania udowodniły, że tytoń jest rakotwórczy, społeczeństwa zaczęły inwestować w gigantyczne kampanie przeciw paleniu, wypracowały odpowiednie legislacje. Oczywiście respektujemy jednocześnie indywidualne wybory ludzi.

Podobnie jest z tematem czytelnictwa. Są dostępne – powyżej przywołane – jednoznaczne badania. Należy wyciągać wnioski i reagować odpowiednio (wiele społeczeństw już to robi). Tak jak inwestujemy jako społeczeństwo w prewencję raka u współobywateli, powinniśmy inwestować w rozwój ich kompetencji obywatelskich: bo nie jest obojętne dla rozwoju osobistego człowieka czy czyta czy nie czyta.

Konstytucja gwarantuje nam m.in. prawo do wolności słowa oraz prawo wyborcze czynne i bierne. Ale przecież realna równość polega na tym, byśmy mieli kompetencje i narzędzia do realizacji tych praw wypisanych na papierze. A w świetle dostępnych badań, statystyczny nieczytający obywatel nie będzie w stanie z tych praw w pełni korzystać. Dlatego nie jestem gotowa machnąć ręką na niski poziom czytelnictwa w Polsce.

Społeczność, która nie ćwiczy swoich kompetencji przez czytanie, sama rezygnuje ze swojego prawa do wpływu, osłabia demokrację na rzecz oligarchii, pozwala na to, by garstka (powyższe 5%?) rządziła. Od czasu publikacji wyżej wspomnianych, jakże jednoznacznych badań PISA, absolutnym obowiązkiem elit jest poszerzanie swojego kręgu przez usilne, szeroko zakrojone i konsekwentnie przeprowadzane zapraszanie nieczytających do kultury książki. Nie dlatego, że ktoś gardzi nieczytającymi. Tylko w imię fundamentalnej sprawiedliwości społecznej, w imię realizacji praw zapisanych w konstytucji.

Zgadzam się ze Skarżyńskim, że pogarda dla nieczytających jest hańbiąca, tak zresztą jak każda pogarda. Ale absolutnie hańbiące będzie jeśli my, polskie elity początku XXI, nie zaczniemy wykazywać radykalnie większego zaangażowania w temat upowszechnienia czytania w Polsce. To będzie prawdziwa hańba. Intelektualny spadkobierca Adama Leszczyńskiego za sto lat będzie miał co opisywać.

Maria Deskur, współfundatorka i obecna prezes Fundacji Powszechnego Czytania, szefowa wydawnictwa Słowne (dawniej Burda Książki).

Powyższy tekst powstał i został opublikowany jako polemika w sporze o czytelnictwo na łamach Gazety Wyborczej. Jest dostępny tu: Spór o czytelnictwo. Nie wolno nieczytającymi gardzić, ale należy ich namawiać do czytania (wyborcza.pl)

Share

Subscribe to our newsletter